Czesc.
Jestem w Chengdu, w Mix Hostel (naprawde polecam, swietne miejsce). Mam internet, pisze…
Na lotnisku w Szanghaju obylo sie bez niemilych niespodzianek. Bilet na samolot czekal tak jak powinien. Panowie z ochrony „powachali” bagaze specjalna maszyna, nie znalezli dynamitu, wiec spokojnie mozna bylo sie zalogowac na samolot Shanghai Airlines do Yichang.
Na miejscu z lotniska autobusem do centrum, pod jakis hotel, w ktorym jak sie okazalo bardzo sie przejeli. Koniecznie chcieli pomoc i dopieli swego. Po kilku telefonach nie tylko zalatwili taksowke, ale rowniez ustalili dokladne miejsce przycumowania statku. Wystarczylo sie wladowac z wszystkim tobolami do taksy, a kierowca juz lawirowal w gaszczu samochodow, skuterow i pieszych.
Po dobrej pol godzinie dotarlismy gdzies zupelnie na kraniec miasta. Okolica calkowicie nieturystyczna. Doki bardziej dla barek niz dla statkow turystycznych. A jednak…
Zaokretowanie zajelo chwilke. Nastepnego dnia z samego rana statek ruszyl z miejsca.
Co tu duzo mowic. Jak sie okazalo na pierwszej kolacji, ja – stary kon, bylem najmlodszy z gosci. Glownie starsi ludzie, w okolicach wieku emerytalnego. Akurat na tym statku glownie Azjaci. Nie bylo jednak tak zle.
Plan wycieczki byl bardzo napiety. Przez pierwsze dwa dni jak nie bylo zejscia na lad to byly atrakcje na pokladzie – glownie podziwianie naprawde swietnych krajobrazow. Towarzyszyl temu komentarz przewdoniczki ze statku.
Same zejscia na lad tez byly ciekawe – Zapora Trzech Przelomow, rejs w gore jednego z doplywow Jangcy (w okoliach Wushan), Miasto Duchow, Miasto Bialego Cesarza.
Dopiero trzeciego, ostatniego, dnia zabraklo troche pomyslu. W sumie nic sie nie dzialo i mozna bylo spokojnie skonczyc ksiazke.
Jedzenie na statku bardziej europejskie niz chinskie. A na rzece ruch jak na autostradzie.
Zapora Trzech Przelomow – gigantyczna, olbrzymia.
Po zejsciu ze statku wsiada sie od razu do autobusu, ktory wiezie zwiedzajacych w kierunku tamy. W miedzy czasie przechodzi sie rutynowa kontrole – cos jak na lotnisku, ale mniej rygorystycznie. Sama tama jest olbrzymia. Najlepiej widac to po tym na jakiej wysokoscie sie czlowiek znajduje. Wszystko na dole jest malenkie. Turystow duzo, kolejek nie ma.
Rejs po doplywie – swietne widoki.
W Wushan z glownego statku przesiadka na miejszy i ruszamy w gore jednego z doplywow Jangcy. Na statku jest przewodniczka – wszystko stara sie wytlumaczyc, opowiedziec. Jest z Wushan. Duzo czasu poswieca na zmiany jakie zaszly po wybudowaniu tamy.
Przed tama, doplyw ktorym plyniemy byl strumykiem, glebokim maksymalnie na 2 metry. Dzisiaj jest to dosc szeroka rzeka, gleboka na 19 metrow. Te 17 metrow pochlonelo duza czesc poprzedniego Wushan. Ludzie zostali przesiedleni do nowych osiedli. Opowiada o tym jak jej rodzice musieli sie przeniesc do mieszkania w bloku i jak teraz, po 7 latach od przeprowadzki, sa juz jako tako do tego przezwyczajeni. Jak mowi, dla mlodych byl to mniejszy problem.
Mijamy nowo budowany most. Zaraz zanim sa ruiny starego. Po wybudowaniu tamy rzeka podniosla sie na tyle, ze stary most zaczal przeszkadzac w zegludze. Trzeba bylo go zburzyc. Nikt jednak nie pomyslal o wybudowaniu wczesniej nowego mostu. Od blisko roku Wushan jest bez mostu. 600 tysiecy ludzi musi korzystac z promow, zeby dostac sie z jednego konca miasta na drugi. Nowy most ma byc gotowy do konca roku.
Wplywamy do kanionu. Po obu stronach pietrza sie wysokie gory. Widok swietny. Musial byc niesamowity gdy strumien mial tylko 2 metry.
Doplywamy do wyspy wystajacej na srodku duzego zbiornika. Z tlumaczen przewodniczki wynika ze kiedys byla to spora gora. Mieli na niej swoje pola uprawne rolnicy z okolicznej wsi. Jak mowi za tydzien cala wyspa zniknie pod woda. W okresie jesien-zima poziom wody w Jangcy jest podnoszony do 175m nad poziomem morza. Wiosna i latem obnizany do ok. 145-155 m.n.p.m. Te 20-30 m. umozliwia rolnikom powrot na swoje dawne pola i korzystanie z ziemi, ktora odslania opadajaca woda. Swoja droga duza wiekszosc zboczy jest wykarczowana i zmieniona w pola. Niestety czesto widac negatywne skutki – cale zbocza gor sa obetonowane co ma zapobiegac osuwaniu sie ziemi.
Doplywamy do „konca” doplywu – dalej nie poplyniemy, droge blokuje most z barek. Za mostem czekaja na nas mniejsze lodzie. Plyniemy jeszcze chwile w gore rzeki. Widoki rownie fajne jak poprzednio.
Miasto Duchow – betonowe swiatynie odbudowane na miejscu oryginalnych, zniszczonych podczas rewolucji kulturowej.
Miasto Duchow to kolejny punkt na liscie wycieczek na lad. To zestaw swiatyn, ktore maja symbolizowac pieklo i niebo. Na drodze zwiedzania sa kolejno wszystkie trzy testy, ktore musi pozytywnie zaliczyc kazdy czlowiek zeby dostac sie do nieba. Jesli chociaz jeden obleje, zostaje w piekle.
Niestety caly kompleks zostal zniszczony podczas rewolucji, zachowala sie tylko jedna swiatynia. Reszta zostala odbudowana z betonu. Caly kompleks to niezla maszynka do robienia kasy. Znajduje sie na gorze, na ktora mozna wejsc po ok szesciuset stopniach, lub wjechac wyciagiem narciarskim – jak kto woli. Oczywiscie wyciag platny dodatkowo.
Aktualnie sporo remontowali. Przenosili duze bale drewniane. Moze odbuduja swiatynie w oryginalnym ksztalcie, tym razem z drewna.
Miasto Bialego Cesarza – podobnie jak Miasto Duchow, duzo betonu; samo miasto to tak naprawde willa, palac.
Niestety i tu ciezko znalezc cos oryginalnego. Przewodniczka opowiada jak to w zamierzchlych czasach miasto zostalo zalozone przez samozwanczego ksiecia. Wchodzimy do ogrodu, a tam sciezki i porecze odlane z betonu. No jakos ciezko poczuc ten klimat.
Mimo wszystko wycieczka ciekawa. Duzo w tym zaslugi przewodniczki, ktora naprawde ciekawie opowiadala o historii posiadlosci. Sama posiadlosc jest na wzniesieniu wiec mozna tez rzucic okiem na okolice.
Trzeci dzien na statku to glownie pedzenie po Jangcy do portu docelowego. Teren z kazdym kilometrem robil sie coraz bardziej plaski, a aktywnosci na samym pokladzie byly malo interesujace. Po dobiciu wieczorem do portu pozstalo przekimac sie ostatni raz w kabinie, zjesc rano sniadanie i zejsc z pokladu.
Trzeba przyznac ze Chinczycy umieja zorganizowac zwiedzanie. Nie trzeba na nic czekac. Wszystko chodzi jak w zegarku.
Szybka taksowka i znowu chinski pociag. Coraz bardziej mi sie podobaja te ich pociagi. Kolej maja swietna. Z Chongqing do Chengdu w 2h, bez przesiadek. Widoki z okien tez niezle – w miejscach gdzie nie bylo tuneli. A bylo ich na trasie kilkadziesiat.
Teraz ide spac. Na pewno zapomnialem napisac o milionie rzeczy, o ktorych chcialem napisac, ale teraz i tak sobie nie przypomne. Moze pozniej.
Wiecej zdjec dzisiaj nie dam rady wrzucic, wlecze sie niemilosiernie, umre predzej niz sie wgraja.
Znalazlem tez nowy bankomat – China Everbright Bank.
Dobranoc.