Tajlandia, w postaci wyspy Phuket, rozleniwia. Jesli dodac do tego, ze jestem leniwy z natury, wynikiem bedzie przedluzenie pobytu w Tajlandii, a skrocenie w Japonii. Wystarczylo jeszcze tylko znalezc odpowiednio tanie polaczenie lotnicze (http://www.cebupacificair.com/) i voila! Wakacje w Tajlandii przedluzone o tydzien. Do Japonii dotre dopiero 13. grudnia.
W miedzyczasie strzelilem pare zdjec. Kilka w swiatyni Duzego Buddy, ktory budowany jest od szesciu lat, z inicjatywy krola. Postac jest olbrzymia. Robi wrazenie swoim bialym (marmurowe wykonczenie) kolorem. Natomiast w blaszaku wybudowanym dla mnichow panowal straszny zaduch i smrod. Akurat byla pora obiadu i nie wiem jak oni mogli tam jesc. Cos strasznie cuchnelo.
Przy postaci Duzego Buddy ludzie wieszaja dzwonki, dzwoneczki. Kazdy z nich ma im przyniesc szczescie, za kazdym razem gdy zadzwoni.
Kilka zdjec zrobilem tez na zawodach tajskiego boksu, ktore byly super. Kuzyn dziewczyny wspollokatora Marcina (wiem, ze zakrecone) bral w nich udzial, wiec pojechalismy mu kibicowac. Zawody na sali gimnastycznej uczelni wyzszej. Wejscie gratis.
W trakcie przerwy leci spokojna muzyka z CD. Zawodnicy wchodza na ring. Zakladaja specjalne cos na glowe i odprawiaja taniec majacy na celu przyniesienie im szczescia.
Jest gong! Zaczyna sie! Zespol zlozony z trzech osob zaczyna odgrywac skoczna melodie. Zawodnicy ruszaja sie do jej rytmu. Trzymaja garde. Nie spuszczaja sie z oka. Poruszaja sie wokol ringu. Od czasu do czasu, ktorys wyprowadzi atak i momentami niezle sie kotluja. Widownia szaleje, krzyczy, wstaje z miejsc. Jest niezle.
Ogladamy kilka walk. Czesc z nich konczy sie przed czasem. Jeden z zawodnikow potrzebuje soli zeby utrzymac sie na nogach. Krwi nie ma. Ale to dzieki ochraniaczom, ktore sa na wiekszej czesci ciala zawodnika. Nie mniej widac, jaka ciezka kondycyjnie jest taka walka. Szczegolnie w takim upale.
Przy samym ringu czuc bardzo mocno zapach olejkow mentolowych. Jest to calkiem przyjemne. Bokserzy nacieraja sie nimi przed walka, zeby rozgrzac miesnie.
Nie moge tez nie wspomniec o kolacji w restauracji z seafoodem, gdzie wlasnorecznie wybiera sie, co sie chce zjesc. Do wyboru sa zarowno martwe jak i jeszcze zywe okazy. Delikwenta sie wazy, a pozniej siup na patelnie. Za chwile laduje u nas na talerzu.
Na koniec krotki film, z jednej z walk.