Ostatnio bylem w kinie na komedii romantycznej „Przepis na milosc”. Nie przepadam za tego typu komediami. Wg mnie kazda, a juz na pewno wiekszosc amerykanskich, ma taki sam schemat. Poznaje sie para, zakochuja sie w sobie, spotykaja sie. Sielanka trwa do czasu, az facet odstawi jakas akcje, przez co dziewczyna go rzuca. Na szczescie facet zawsze idzie po rozum do glowy, naprawia swoj blad i zakochani moga zyc dlugo i szczesliwie… Cudownie… Jednak „Przepis na milosc” jest jakis inny. Przede wszystkim jest smieszny. A temat zakochania sie glownych bohaterow…